Niedziela, 23 czerwca 2013 w Biskupicach nie była jak inne. W tę niedzielę do kościoła pw. św. Jana Chrzciciela paradnie wkroczyła zabrzańska prezydent, której w bezbłędnym dotarciu do pierwszego rzędu ławek pomagali biskupiczanie. Zabrzańskiej władzy skłoniłem się w pół, choć nie miało to żadnego znaczenia.
Prezydent spotkałem później przed kościołem. Stał z nią mężczyzna, trzymał w ręku papiery, które podpisywała. - Proszę zobaczyć, jaki piękny pies! - padło polecenie. Lubiana przez zabrzan pani Małgorzata wskazała mi barwne fotografie, na których była ona, pies rasy husky oraz człowiek, który teraz stał z długopisem w ręku i się uśmiechał. - Rzeczywiście, piękne zwierzę - przyznałem.
I wszedłem do kościoła, zupełnie już pustego po uroczystej sumie odpustowej. W wilgotnym powietrzu świątyni lepiły się zapachy i porzucone myśli tych, co przed chwilą jeszcze tu byli. Modlitwa za Biskupice wybrzmiała, pora więc na odświętne odpustowe rolady, kluski i modro kapusta. No i makrony kupione na budach. Ich aromat zajął moją wyobraźnię na tyle, bym mógł dotrzeć do celu, czyli kościelnego przedsionka z wejściem do krypty Ballestremów. Przywitały mnie kraty. Smutne, zacienione, bezlitośnie zimne i nie do przeniknięcia.
- Proboszcz musiał zapomnieć - pogodziłem się z faktami i ruszyłem znów wzdłuż posadzki, na której niespiesznie rozlewały się zaplecione słońcem pasma barw.
Skwar na zewnątrz nie pozwalał na zbyt wiele. Suchość w ustach i ból głowy skutecznie utrudniały mierzenie światła, więc i zdjęcia jaśniały bardziej niż przyzwoitość nakazuje.
Ruszyłem wzdłuż Bytomskiej. Teren przy skrzyżowaniu z ulicą Goły w całości zajęły straganiarki oferujące odpustowe maszkety. Słodko robi się na sam ich widok a cholerny kokos zawsze zostaje między zębami. Oparłem się pokusie, poszedłem dalej. Choć może większy wpływ na to miał fakt, że ostatnią monetę zostawiłem u świętego Jana.
Kolejne sztandy to już istna tandeta! Że też nikt tego nie zabroni. Dzieci przyklejone do plastikowych dupereli wyciągają łapczywie ręce po obietnicę spełnienia niewinnych pragnień. Ile to razy w dzieciństwie, gdy na odpusty chodziłem do św. Jadwigi, rozczarował mnie pistolet na placpatrony, który psuł się już po pierwszym wystrzale? Albo balon, z którego po kilku godzinach uchodził cały gaz. A jeszcze gorzej, jak huncwot w kształcie małpy, krokodyla czy innego stwora zdecydował się na lot w kosmos bez mojej wyraźnej zgody na start.
- Łup! - potężna eksplozja wyrwała mnie z gniewu na dawno minione rozczarowania. Mężczyzna w średnim wieku, prezentując niekompletne uzębienie, nie krył radości, że wystraszył mnie i jeszcze kilka osób.
Przed oczami migotały jaskrawe paletki, trupie czaszki, motyle na kiju, wiatraczki, bransoletki, pistoleciki, brzęczące koguciki i tęczowe sprężyny! Wszystko starannie podlane wonią waty cukrowej i siarki.
Do tego wzrok ciekawskich. - Bo niby po co zdjęcia robi?
Gdybym tylko wiedział. Zresztą, jakie zdjęcia? Zdjęcia to w Biskupicach robił w swym atelier przy Bytomskiej 107 Max Steckel! I od tamtej pory nic, nikt.
W głowie znów wspomnienie. Plastikowy ruski aparacik z odpustu, który gdy spojrzeć w jego otworek pod słońce, wyświetlał mi "Wilka i Zająca" na zmianę z pokracznie odrysowanym (przez kalkę przyłożoną do telewizora marki Rubin) kaczorem Donaldem.
Na wszelki wypadek spojrzałem w wizjer wymierzonego w słońce aparatu. Bytomska, odpustowe budy i gwar znikły, zamilkły. W górze zobaczyłem balkon. Tam chłopiec i dziewczynka z zawiązanym na nadgarstku balonikiem mówili sobie coś bezgłośnie.
- Łup!
Wróciłem do Biskupic.
Ps. A może mężczyzny i psa na fotografii wcale nie było? Kto odgadnie, co się człowiekowi w upale przywidzi!
Z tą kryptą nie wyszło za ciekawie. Była otworzona po nieszporach i to tylko na 10 minut. W tym miejscu chciałabym Panu pogratulować tego bloga. To świetna inicjatywa i góra informacji na temat wydarzeń w Biskupicach :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że prędzej czy później kryptę odwiedzę. Za miłe słowa bardzo Pani dziękuję. Staram się, by blog spełniał oczekiwania biskupickiej społeczności.
UsuńPozdrawiam!
: )