Zapraszam do lektury wywiadu z pochodzącą z Osiedla Borsiga a od lat mieszkającą w Berlinie, Kariną Schönthaler-Pośpiech, pomysłodawczynią projektu artystycznego SilesiaTopia. Rozmowę przeprowadziłem podczas finału zorganizowanych na "Bozywerku" warsztatów "Od Śląska do Europy", w których brały udział dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 22.
fot. Georgia Krawiec | Karina Schönthaler-Pośpiech wraz z berlińską artystką, Jani Pietsch oraz dyrektorem SP nr 22, Janem Zygmuntem |
Kocham Biskupice: Z Biskupic wyjechała Pani w 1977
roku, czyli jeszcze przed największą falą emigracji. Jako kto i z czym wraca tu
Pani po latach?
Karina Schönthaler-Pośpiech: Wracam jako artystka i architekt, organizatorka projektu dotyczącego
polsko-niemieckich związków na Śląsku. Widzę, że między Polską a Niemcami wciąż
jest wiele napięć, ale na Śląsku te relacje są czymś specjalnym. Ważne jest, by
teraz, w nowej Europie, patrzeć na to z zupełnie innej perspektywy niż
dotychczas. By dostrzec, jakie korzyści z wzajemnych relacji polsko-niemieckich
na Śląsku mogą wyniknąć w przyszłości.
Czy temat Śląska, dawnych
prowincji Oberschlesien i Niederschlesien w Niemczech istnieje? Czy Niemców to
jakkolwiek obchodzi?
Temat Śląska jest w Niemczech coraz bardziej ważny. Przez długi czas
był jednak zarezerwowany przez dziwne, skrajnie prawicowe kręgi związane np. z
Eriką Steinbach. Niemcy coraz chętniej zajmują się historią swych rodzin. Wielu
z nich odnajduje swoje korzenie na Śląsku. Spora grupa Niemców śląskiego
pochodzenia do dziś mieszka w Berlinie. Na temat związków Śląska z Niemcami
powstają nowe publikacje naukowe. Na pewno jednak ostrożniejsze w podejmowaniu
śląskiej tematyki są środowiska polityczne. Tu wciąż pokutuje przekonanie, że
to temat delikatny, który ma wpływ na polsko-niemieckie relacje.
Doszłam więc do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli tematykę związku
Śląska z Niemcami podejmą artystki. Sztuka, dzięki swym nieograniczonym
możliwościom, pozwala powiedzieć zdecydowanie więcej. Niezależnie czy będzie to
film, fotografia, instalacje czy malarstwo, sztuce łatwiej przemówić. Dlatego
także zebrałam grupę artystek z różnych obszarów twórczych.
Czy łatwo było się
zaaklimatyzować w Niemczech, gdy przyjechała tam Pani prosto z Biskupic? Jak na
Pani tożsamość reagowali Niemcy? Witali z otwartymi ramionami czy też może
jednak nazywali Panią Polką i wskazywali na różnice?
To prawda. W Niemczech nikt nie postrzega Ślązaków jako Niemców. To są
po prostu Polacy. I ja też czułam się Polką, gdy tam przyjechałam. Moja mama
urodziła się w Kassel, natomiast tata pochodził z Rudy Śląskiej. Zawsze więc w
rodzinie mieliśmy tę tożsamość polską i niemiecką.
W rok od przyjazdu do Niemiec nauczyłam się już bardzo dobrze języka i
mogłam pójść do normalnej niemieckiej szkoły. W pewnym momencie zauważyłam
nawet, że nie posiadam jednak typowego dla Polaków akcentu i Niemcy przestali
zauważać, że jestem ze Śląska. Gdy mówiłam, że jestem z Polski, odpowiadali
zgodnie, że to niemożliwe, że zupełnie tego nie słychać!
Górnośląska tożsamość ułatwiła
Pani w jakimś stopniu odnalezienie się w nowej rzeczywistości?
W pewnym stopniu na pewno. Jestem co do tego przekonana.
Co się wydarzyło, że w końcu
trafiła Pani ze swym projektem SilesiaTopia do Biskupic? Czy łatwo było
nakłonić władze Zabrza, by pozwoliły wejść artystkom w przestrzeń dzielnicy?
Po raz pierwszy byłyśmy tu w lipcu 2012 roku. Poznałam wówczas panią
Annę Solecką-Bacię. Udzieliłyśmy nawet kilku wywiadów dla lokalnej prasy.
Dostałyśmy namiary na pana Jana Zygmunta, dyrektora Szkoły Podstawowej nr 22 i
panią Bożenę Skowronek z domu kultury. Później spotkaliśmy się także w Berlinie
i tam wypracowaliśmy wszystkie założenia projektu. Tam także uczestniczyliśmy w
konferencji zorganizowanej przez niemieckiego historyka, badającego losy Śląska
na przestrzeni wieków. Jak się okazuje, Polacy od dawna żyli na tych ziemiach z
Niemcami. Jedni i drudzy mówili w obu językach. Żyli w zgodzie. Więc, gdy wziąć
pod uwagę całą historię regionu, nie skupiając się jedynie na najtrudniejszych
pięćdziesięciu latach, relacje polsko-niemieckie na Śląsku wyglądają zupełnie
pozytywnie! I to stanowi dla nas inspirację. Zarówno Polacy, jak i Niemcy mają
we wzajemnych relacjach wiele do zaoferowania. Na tej podstawie można zbudować
coś dobrego. Do tej wizji udało się przekonać fundację Bildungswerk Berlin
Heinricha Bölla, która finansuje nasz projekt.
Zapytam z ciekawości, bo rzadko
mam okazję rozmawiać z kimś z Berlina… Jak odniesie się Pani do starań Ruchu
Autonomii Śląska, by instytucjonalnie Śląskowi nadać odrębną tożsamość
kulturową i etniczną? Czy do Niemiec docierają echa działalności RAŚ? Jak jest
ona odbierana?
Tak, słyszałam o RAŚ. Uważam, że nieporozumienia pojawiają się zawsze,
gdy zamiast rozmawiać o narodowej tożsamości, próbuje się te sprawy zamiatać
pod dywan, nie pozostawia się im wolnego obszaru, by mogły wybrzmieć.
Co do tożsamości górnośląskiej, jestem po prostu przerażona faktem, że
na ulicach Biskupic, Zabrza i innych miast nie słychać już prawie wcale
śląskiej mowy! Jako dziecko przede wszystkim godałam. Pamiętam też, że jeszcze
w latach siedemdziesiątych ludzie w kolejkach przed sklepami mówili w
Biskupicach po niemiecku albo po śląsku.
W 1991 roku pracowałam nad dyplomem z architektury, jednocześnie w
Berlinie i Warszawie. I pamiętam, jak ludzie w stolicy Polski, słysząc mój
akcent, od razu zauważali, że najpewniej jestem ze Śląska. Ale proszę bardzo!
Polskiego też się w końcu nauczyłam (śmiech). Ogromnie jednak szkoda mi
śląskiego języka, który ma swoje źródła co najmniej w XII wieku…
Co ciekawe, gdy spotykam ludzi ze Śląska, od razu ich rozpoznaję. Jest
w nich taka serdeczność, otwartość, coś bardzo wyjątkowego! Coś takiego
poczułam właśnie podczas pracy z biskupickimi dziećmi, od razu przypomniałam
sobie, że jestem u siebie, w domu!
Co Pani czuje, gdy patrzy na
dzisiejsze Biskupice?
Przez chwilę mieszkałam w hotelu w Gliwicach, odwiedziłam też Bytom i
Katowice. Gdy przyjechałam do Zabrza, byłam przerażona tym, jak wiele budynków
jest tu wyburzonych, jak wiele jest zaniedbań. Zasmucił mnie zwłaszcza obraz
„Bozywerku”. Gdy stąd wyjeżdżałam była to naprawdę bogata dzielnica. Górnicy
mieli dobre wypłaty, każdy miał swój ogródek. A teraz widać jednak to
bezrobocie, społeczne problemy… Jestem przekonana, że jeśli nie znajdą się
pieniądze na odrestaurowanie Osiedla Borsiga, to wkrótce może ono zniknąć.
Problem „Bozywerku” bierze się też stąd, że wielu ludzi w latach
osiemdziesiątych stamtąd wyjechało. Nowi mieszkańcy nigdy nie zdążyli się zżyć
tak mocno z tym miejscem, by dbać o nie jak to było wcześniej. Takich żyjących
na Borsigu od pokoleń została już tylko garstka…
Jak widzi Pani przyszłość
Biskupic, patrząc z nieco odleglejszej perspektywy, bo przecież zza Odry, z
Berlina?
Biskupice to wiekowa miejscowość, niezwykle wartościowa poprzez swoją
historię. Ma swoje związki z Berlinem, Wrocławiem… Uważam, że należałoby
wykorzystać te powiązania z myślą o przyszłości. Nazwisko Borsig wciąż jest w
Berlinie niezwykle ważne, choć to już historia. Widzę tu szansę na partnerstwo
między Berlinem a Biskupicami. Poznałam człowieka, który dba o blask dawnych
berlińskich włości Borsigów i ten sam człowiek, gdy rozmawiałam z nim o Osiedlu
Borsiga, bardzo chciał nawiązać kontakt z Zabrzem, ze Śląskiem. Sądzę, że w
warunkach Unii Europejskiej o wiele łatwiej zrealizować taką współpracę, która
mogłaby się opierać na inwestycji: stworzeniu nowych miejsc pracy oraz
rewitalizacji zaniedbanych osiedli.
Współpraca polsko-niemiecka na tym szczeblu nie jest zresztą czymś
niemożliwym. Jednym ze sponsorów naszego projektu jest przecież DB Schenker,
czyli firma, która ma też swoją siedzibę w Zabrzu. To dzięki niej będziemy
pokazywać nasze prace w katowickim Rondzie Sztuki.
Biskupice ze swym potencjałem historycznym i architektonicznym na pewno
mogą być atrakcyjne dla potencjalnych inwestorów. Trzeba o to zabiegać!
CO SĄDZICIE o wizji Biskupic przedstawionej w wywiadzie? Co naszej dzielnicy może przynieść zacieśnienie polsko-niemieckich relacji? Czy współcześni Niemcy, podobnie jak rodzina Borsigów przed laty, mogą być zainteresowani inwestowaniem w Biskupicach, w Zabrzu? A może "inwestować" powinni np. artyści? Biskupice dzielnicą bohemy? ZAPRASZAM do DYSKUSJI! : )
CO SĄDZICIE o wizji Biskupic przedstawionej w wywiadzie? Co naszej dzielnicy może przynieść zacieśnienie polsko-niemieckich relacji? Czy współcześni Niemcy, podobnie jak rodzina Borsigów przed laty, mogą być zainteresowani inwestowaniem w Biskupicach, w Zabrzu? A może "inwestować" powinni np. artyści? Biskupice dzielnicą bohemy? ZAPRASZAM do DYSKUSJI! : )
Ja tez jestem z Biskupic, obecnie mieszkam w Niemczech Zachodnich. Rodzina matki z Biskupic a ojca z Borsigwerku. Ale dopiero od pani Kariny dowiedzialem sie, ze naleze do "skrajnej prawicy", gdyz jestem czlonkiem CDU, a co gorsza jestem czlonkiem "dziwnych kregow" albowiem jestem tez czlonkiem Organizacji Slazakow w RFN :))), no coz, pani Karina "pojechala" po bandzie na maksa. Gdybym nie znal jej rodziny, to moze bym jej uwierzyl :)))
OdpowiedzUsuń