Dla porządku dodam, że legendy wybrał i opracował Bernard Szczech, znany muzealnik, badacz śląskiej historii. Najprawdopodobniej właśnie ten autor poświęcił najwięcej uwagi (w sensie naukowym) historii Biskupic. Nie dziwi więc, że i w skromnym opracowaniu górnośląskich legend znalazło się słowo właśnie o naszej dzielnicy.
Ale do rzeczy... Czyli legenda o młynie nad rzeką Bytomką w Biskupicach*. Zostawiam Was sam na sam z niepokojącą opowieścią.
Możemy się jedynie domyślać, jak wyglądał biskupicki żmijowy młyn... |
Młynarz mieląc ziarno, dawał rolnikom dobrą mąkę i nigdy nie oszukiwał. Zasłynął tym w okolicy i dorobił się szerokiej klienteli oraz znacznego majątku.
Nie wiedzieć dlaczego ani też kiedy, młyn oraz jego otoczenie stały się... siedliskiem niezliczonej ilości żmij! Były one jednak bardzo łagodne i nie czyniły nic złego gospodarzowi jak i mieszkańcom młyńskich zabudowań. Żmije żyły z rodziną młynarza w symbiozie: jak wiadomo, gromadzone w młynie zboże, przyciągało sporo gryzoni. Szczury i myszy stanowiły znakomity przysmak dla żmij.
Ale na tym nie koniec, nawet dzieci miały pożytek ze żmij! Gdy rodzice zajęci byli pracą w młynie lub polu, niezwykłe zwierzęta wypełzały z zakamarków, udawały się do kołysek i tam wspólnie z małymi dziećmi bawiły się i wygrzewały.
Wszystko było dobrze do czasu, gdy młynarz zauważył, że wielu klientów już do niego nie zachodzi. Ciurkiem napływający do skarbony pieniądz, zaczął teraz kapać tak, że gospodarz przeraził się na dobre obawą o przetrwanie jego rodziny.
Pewnego razu zawitał do młyna młody wędrowiec. Głodny i spragniony poprosił gospodarza o strawę. Podczas posiłku młynarz opowiedział przybyszowi historię "żmijowego młyna". - Przez te gady stracę ostatnich klientów! - użalał się nad swym smutnym losem.
Słysząc to, wędrowiec obiecał pomoc.
Skoro świt, młodzieniec rozpoczął wypytywać domowników, gości i klientów czy ktokolwiek widział może pośród licznych gadów wężowego króla. Gad ten nosił na swej główce szczerozłotą, charakterystyczną koronę!
Nikt jednak nigdy nie widział wężowego władcy. Uspokojony tą wiadomością, w samo południe, chłopiec poszedł w pole, gdzie poświęconą kredą narysował olbrzymich rozmiarów okrąg.
W chwili, gdy ponad polami poczęły się unosić dźwięki południowych dzwonów od św. Jana Chrzciciela z Biskupic i św. Andrzeja z Zabrza, nieznajomy wszedł w środek narysowanego koła i wypowiedział w nieznanym języku tajemnicze zaklęcie. W tym samym momencie, zewsząd: z młyna, domu, budynków gospodarczych, leśnych wykrotów, przybrzeżnych urwisk, z całej okolicy, w stronę tajemnego okręgu pełznąć zaczęły żmije i węże, a kładąc na nim swe głowy, zastygały jak nieżywe!
Nagle na twarzy chłopca pojawiło się przerażenie, bo oto jako ostatni wypełznął z młyna... król żmij, który nie pokazując się ludziom przeżył tutaj długie lata.
Na specjalne zaklęcie, a więc i ratunek, było już za późno. Z chwilą gdy tylko żmijowy król przekroczył granicę magicznego kręgu, tajemnicza siła zaklęcia przestała działać. Wędrowiec swój błąd przypłacił życiem, pożarty przez tysiące odczarowanych, rozwścieczonych gadów.
Miejsce nieszczęsnej śmierci chłopca przez długie lata wskazywał święty obraz, zawieszony na rosnącej nieopodal samotnej gruszy. Czas zatarł wszelki ślad po położonym nad brzegiem Bytomki, gdzieś między Biskupicami a Zabrzem, żmijowym młynie..."
Znacie inne związane z Biskupicami podania lub miejskie legendy? Piszcie na mój adres mailowy: lukaszmalina@wp.pl.
*Autor przywołuje historię na podstawie publikacji: Schellhammer K. E., Oberschlesischer Sagenspiegel. Peistkretscham OS, 1942.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz