CZĘŚĆ PIERWSZA OPOWIADANIA [KLIKNIJ]
Sen Szkyrta
Z dwudziestoma złotymi nie dało się jakoś bardzo poszaleć, ale Piotrek znał miejsce, w którym przy odrobinie szczęścia będzie tej kasy więcej. “Sklepik” z “grami logicznymi” na rogu Bytomskiej i Młyńskiej… Wszyscy wiedzieli, że to nielegalne automaty do gry, ale chyba nawet policja miała to gdzieś, bo właściciel umiejętnie obchodził obowiązujące przepisy.
Po drodze podszedł jeszcze do grobu żony bibliotekarza. Zrobił znak krzyża i ruszył przed siebie.
Stary już spał. Leżał i chrapał. Piotrek nie miał innych planów jak też walnąć się do łóżka. Wszedł do pokoju, przekręcił klucz w drzwiach i rzucił się na niepościelone od rana łóżko. Zasnął w ciągu kilku minut.
Szkyrt podniósł głowę, rozejrzał się. Przed sobą widział rozległe pola. W oddali drzewa i jakąś drogę między nimi. Dziewczyna pobiegła w tę stronę. On próbował biec za nią, ale nic z tego, nogi z waty i jak gdyby zatopione w smole.
Klik.
Piotrek zorientował się, że jest w lesie. To była droga do kamieniołomu! Znał ją… Dziewczyna stała nieruchomo przy zejściu z leśnej ścieżki. Uśmiechała się.
Klik.
Nagle znów znalazł się pod “lumpem”. Dziewczyna też tam była… Tym razem nie zamierzał jej zgubić. Widział wyraźnie, że idzie na ul. Św. Jana. Minęła bramę i wejście do pierwszej kamienicy. Przy drugiej odwróciła się w jego stronę, puściła buziaka i… weszła przez czerwone drzwi do sieni.
Klik.
Szkyrt poczuł chłód. Okno balkonowe w jego pokoju było szeroko otwarte. Spojrzał na zegarek. 2:57. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że chyba już nie śpi i nawet rozejrzał się za dziewczyną, ale wtedy usłyszał głośny ryk lokomotywy…
- Cholera! 3:00! To o tym gadał ten pokręcony starzec - przypomniał sobie Piotrek.
Wystawił głowę na zewnątrz. Słychać było stukot kół przejeżdżającego pociągu. Wydawało się, że dźwięk niesie się z “centrum” Biskupic, ale przecież tam nie ma żadnych czynnych torów kolejowych. Najbliższe są przy koksowni, a dalej już tylko przy granicy z Rudą. Gdy dźwięk ustał, z balkonu wypędził Szkyrta nieprzyjemny ziąb. Wrócił do łóżka, ale już nie zmrużył oka.
(...)
Rano chłopcy spotkali się pod szkołą.
- Myślisz, że o to mu chodzi? Może po prostu się nudzi - rzucił Kacper.
- Albo mu odwala na starość jak mojemu dziadkowi zanim się stąd zawinął na drugi świat - dodał Denis.
- Na bank chodzi o to, że sam nie da już rady ogarnąć tematu i potrzebuje nas żebyśmy coś skroili! - upierał się Szkyrt.
- Dobra! Widziałem, że on wychodził gdzieś z jakąś większą torbą dziś z samego rana, potem wsiadł do tramwaju w stronę Bytomia - skłamał chłopakom Szkyrt, bo nie chciał czekać do końca lekcji na kolejne spotkanie z panem Erwinem.
- Po tej lekcji widzimy się pod domem starego - zarządził. Zebrani kiwnęli tylko głowami i każdy poszedł w swoją stronę.
Chwilę potem byli już z Mateuszem w środku ciemnej sieni. Po cichu stawiali popękane podeszwy butów na równie wysłużonych drewnianych schodach, ale uparte deski i tak skrzypiały jak w horrorze. Chłopcy bardzo ostrożnie weszli na piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie pana Erwina i… znieruchomieli.
Ich oczom ukazał się… ślepy zaułek, żadnych drzwi, żadnego okna, tylko ściana. Stali tak dłuższą chwilę, nic nie rozumieli.
Pobiegli do domu Kacpra, bo mieszkał najbliżej, a rodzice pracowali do późna.
Chłopcy zwiesili głowy i zaczęli rozmawiać na inny temat. Tę minę widzieli już u Piotrka wiele razy. Kiedy mówi nie, to znaczy nie i bez sensu jest jakakolwiek dyskusja.
Gdy nadeszła pora, o której kończą się zajęcia w szkole, chłopcy rozeszli się, każdy do swojego domu.
U Szkyrta znowu nikogo nie było. Wyjął z lodówki stary bigos i wrzucił na gaz. Ledwie usiadł do jedzenia, gdy zadzwonił telefon.
- To Mati, niech się odwali - pomyślał Piotrek i odrzucił połączenie.
Dźwięk rozlegał się jeszcze kilka razy, ale nie zamierzał teraz z nikim gadać. Zjadł i położył się na łóżku...
Rozejrzał się i zauważył znów tę samą dziewczynę. Stała w cieniu i pokazywała ręką na jakieś metalowe wrota, jak w wielkim sejfie!
Szkyrta obudził huk. Ktoś dobijał się do drzwi. - Pewnie stary nie wziął kluczy - pomyślał.
Odruchowo otworzył, a w tej samej sekundzie do środka wpadł Mati.
Tego popołudnia obaj jeszcze długo rozmawiali. Piotrek opowiedział Mateuszowi o dziwnym śnie, o dziewczynie i… tunelu. W końcu postanowili zwołać pozostałych żeby ich też wtajemniczyć. Umówili się przy cmentarzu.
W tę samą stronę spojrzeli też Mati i reszta ekipy. Światła faktycznie nie było. Co ważniejsze… nie było też żadnego okna. Dociekliwy Denis zaczął drążyć, że jak to możliwe, przecież wszyscy siedzieli przy stole, patrzyli przez okno na cmentarz i kościół…
Szkyrt tylko milczał, a gestem dłoni zaprosił wszystkich by szli za nim. Znów weszli do niepozornej kamienicy. Gdy dotarli na piętro, wszystkim ukazał się ten sam widok. Ślepy zaułek. Ściana. Nic.
Chłopcy z niedowierzaniem zaczęli walić w mur, kopać, przykładać uszy… W miejscu, w którym były drzwi do mieszkania-Empiku pana Erwina, teraz nie znaleźli niczego poza zwykłą przybrudzoną ścianą.
Wszyscy ruszyli do wyjścia z klatki, gdy nagle otworzyły się drzwi mieszkania na dole.
Chłopcy wrócili do domów. W następnych dniach w szkole ani poza nią w ogóle nie rozmawiali na ten temat. Aż do weekendu…
Chłopcy potwierdzili, że będą.
Na miejscu szybko okazało się, że Szkyrt znowu ma jakiś plan. Przez ponad godzinę opowiadał Kubie, Denisowi i Kapie co obaj z Matim ustalili. Opowieść o dziwnych snach i kamienicy przy Jana zostawił na sam koniec.
Po chwili wrócili z raportem. Niestety, ale od strony placu do tej kamienicy nie znaleźli żadnego wejścia. Wyglądało na… zamurowane.
Mati wyjął z kieszeni kawałek grubego drutu. Poświecił latarką w otwór zamka, wepchnął do środka naprędce przygotowany “klucz”, chwilę pokręcił w lewo, trochę w prawo, potem jeszcze góra-dół i ku uciesze całej piątki rozległ się dźwięk przeskakującego mechanizmu.
Wnętrze klatki schodowej wyglądało na… od dawna nieużywane. Od ścian odchodziła stara farba, z dziwnych lamp zwisały gęste pajęcze sieci. Chłopcy weszli po schodach do góry i ku ich zdziwieniu, nie znaleźli tam żadnych drzwi. To samo piętro wyżej.
- Ale jak? Jak to możliwe, skoro z ulicy widzieliśmy okna! Jak ktoś wchodzi do mieszkań?! - domagał się choćby odrobiny sensu Denis.
Pobiegli na dół i pod schodami znaleźli przejście do piwnicy. Z włączoną latarką zeszli na dół. Tak trafili do korytarza, który ani trochę nie przypominał zwykłej piwnicy. Na ścianie znaleźli włącznik. Stary, okrągły, czarny. Chłopcy nie mogli wiedzieć, że to bakelit. Tworzywo sztuczne produkowane masowo przed wynalezieniem współczesnego nam plastiku. Wie o tym tylko przemądrzały narrator, ale to bez znaczenia.
Szkyrt chwycił dziwny włącznik i próbował go wcisnąć. Nic to nie dało, więc szarpnął go w prawo i… zapalił lampy. Oczom chłopców ukazał się korytarz tak długi, że nie byli w stanie dostrzec jego końca!
Po tych słowach Kacper już nic nie mówił. Całą ekipą ruszyli przed siebie. Po drodze mijali tylko kolejne lampy, a na ile zdążyli się zorientować, to szli skosem, w kierunku ulicy Bytomskiej.
Nikt nie zadawał więcej pytań. Choć rozumieli, że przecież po drodze muszą minąć… Bytomkę, hałdę i las, to po prostu szli przed siebie, skuszeni wizją, że na końcu tej dziwnej piwnicy musi coś być!
W tunelu coraz mocniej dawał o sobie znać silny przeciąg. Jakby jakiś otwór wciągał cały wiatr z powierzchni do wnętrza. Chłopcy skojarzyli, że podobnie było na wycieczce w kopalni Guido… Potwierdzało to w jakimś stopniu teorię ich kolegi.
Gdy tylko to powiedział w tunelu rozległ się przeraźliwy huk, a towarzyszący mu błysk powalił chłopców na ziemię. Wokół zapanowała głucha ciemność.
Pozostali trzej chłopcy leżeli nadal nieprzytomni. Piotrek włączył latarkę w telefonie i przyjrzał się im bliżej. Na szczęście oddychali. Zdzielił im po liściu z nadzieją, że się obudzą. Nie pomylił się. Denis, Kuba i Kapa powoli dochodzili do siebie.
Po chwili zorientowali się już gdzie są. W dobrze znanym sobie miejscu! Czyli na dnie kamieniołomu… Nie mieli pojęcia jak się tu znaleźli, ale wiedzieli, że muszą jak najszybciej pobiec w kierunku domów. Było już jasno. Czy to znaczy, że spędzili pod ziemią całą noc? Najpierw przeszli przez jakiś popieprzony tunel, potem przeżyli wybuch (?), a teraz są w kamieniołomie? To wszystko wyglądało jak ze snu wariata.
Chłopcy szybko wydostali się na leśną ścieżkę i pobiegli w stronę Biskupic. Z daleka widzieli już kamienice przy Bytomskiej, biegli więc co sił. Szkyrt zarządził, że najlepiej jeśli wpadną do niego. Dotarli na miejsce, ale… po bloku przy Bytomskiej 100 nie było śladu!
…
Tu Polskie Radio. Jest 1 listopada, Wszystkich Świętych. Wybiła godzina 6:30. Dzień będzie chłodny, ale bez deszczu. Zapraszamy na poranny serwis informacyjny. Już prawie rok mija odkąd zaginęła piątka chłopców z Zabrza-Biskupic. Policja bezskutecznie próbuje trafić na jakikolwiek trop…
UWAGA... Zakończenie alternatywne, jeśli kogoś nie przekonuje to pierwsze. ;) Zatem, wersja DRUGA, w nagrodę, że dobrnęliście aż tu:
(...)
- Co się stało? - pytał zdezorientowany Mati.
Po chwili zorientowali się już gdzie są. W dobrze znanym sobie miejscu! Czyli na dnie kamieniołomu… Nie mieli pojęcia jak się tu znaleźli, ale wiedzieli, że muszą jak najszybciej pobiec w kierunku domów. Było już jasno. Czy to znaczy, że spędzili pod ziemią całą noc? Najpierw przeszli przez jakiś popieprzony tunel, potem przeżyli wybuch (?), a teraz są w kamieniołomie? To wszystko wyglądało jak ze snu wariata.
Chłopcy szybko wydostali się na leśną ścieżkę i pobiegli w stronę Biskupic. Z daleka widzieli już kamienice przy Bytomskiej, biegli więc co sił. Szkyrt zarządził, że najlepiej jeśli wpadną do niego. Dotarli na miejsce, ale… po bloku przy Bytomskiej 100 nie było śladu!
- Jest pierwszy dzień listopada, Wszystkich Świętych, minęła godzina 6:30 zapraszamy na poranny serwis informacyjny Polskiego Radia, w którym m.in. o corocznej akcji znicz... ble, ble, ble - z kuchni brzęczał radioodbiornik. I ten brzęk wybudził ze snu Szkyrta, choć przecież dziś wolne i mógłby pospać dłużej! Chłopak odwrócił się na drugi bok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz